niedziela, 7 września 2014

Rozdział 32

PROSZĘ KOMENTUJCIE !! :) Wtedy dodam rozdział :P ( taki mały szantażyk :D) 


Od momentu koncertu wszystko stało się dla mnie jakieś weselsze. Chyba nawet wiem dlaczego. Dwa dni po koncercie rozmawiałam z Niallem. Co prawda krótko, ale zawsze to coś. Nawet się nie kłóciliśmy.  Dziś natomiast z własnej i nieprzymuszonej woli postanowiłam się z Paulą i jeszcze kilkoma znajomymi z roku wybrać na jakąś imprezę z racji weekendu.  Nawet nastrój mam taki bardziej imprezowy. Do wyjścia miałam jeszcze kilka godzin, więc nigdzie się nie spiesząc, poszłam do łazienki wziąć relaksującą kąpiel. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam taką chwilę odpoczynku. Zawsze się coś działo i wszystko było na wariackich papierach. Po mniej więcej godzinie wyszłam z wanny i owinęłam się ręcznikiem. Następnie weszłam do mojego pokoju i otworzyłam szafę, aby coś wybrać. Jak zwykle nie  miałam co na siebie włożyć. Nie chcąc się za bardzo stroić postanowiłam, że założę czarną rozkloszowaną spódnicę, dżinsową koszulę na ramiączka, którą mogę zawiązać na dole, czarne baletki oraz biżuterię i lakier do paznokci w kolorze bluzki, a do tego czarną, małą torebeczkę. Stwierdziłam, że powinno to wyglądać dobrze na dyskotekę, nie wyglądając jednocześnie jak dziewczyna z pod latarni. Ubrałam się, nałożyłam lekki makijaż, a włosy po prostu wyprostowałam. Nie spieszyłam się z niczym, więc do wyjścia pozostało mi jakieś 30 minut. Poszperałam trochę w necie, aby zabić czymś czas. Przejrzałam Facebooka, Twittera i trochę portali plotkarskich, żeby zobaczyć, jakie głupoty tam wypisują. Wyłączyłam komputer i zeszłam na dół, by powiedzieć, że wychodzę. Założyłam płaszczyk i wyszłam w kierunku mieszkania Pauli. Kiedy do niej przyszłam była już trójka naszych znajomych. Posiedzieliśmy chwilę, a następnie zaczęliśmy się zbierać, aby pójść do samochodu James’a , ponieważ sam zaoferował, że może być naszym kierowcą. Nam było to nawet na rękę, bo nie musieliśmy się tłuc autobusami.
- To jak, gdzie lecimy ? – zapytałam
- Może Klub Calble ? – zapytała Kate – Wiecie gdzie to jest ?
- Tak, wiemy – powiedziałam, uśmiechając się do Pauli. Poznała tam chłopaków. Ja też. Z wyjątkiem Nialla, którego już znałam. 
- To jak? Jedziemy? – zapytał James
- No jasne – odpowiedzieliśmy wszyscy chórem.
W momencie, kiedy mieliśmy wychodzić zadzwonił mój telefon. Wyświetlił mi się numer, którego nie miałam zapisanego, co bardzo mnie zdziwiło.
- Halo – powiedziałam ostrożnie
- Dzień dobry z tej strony doktor Williams ze szpitala Świętego Tomasza. Czy rozmawiam z panią Justine?
- Tak to ja. – przez moją głowę przebiegało coraz więcej czarnych scenariuszy
- Dostałem ten numer od pani Holly Scally. Czy mogłaby pani przyjechać do szpitala?
- Coś się stało. ? – czego ta dziewczyna może ode mnie chcieć? Wystarczająco dużo namieszała, ale mimo tego, mam nadzieję, że wszystko z nią w porządku.
- Pani Scally miała wypadek samochodowy i prosiła, aby do pani zadzwonić i prosić, żeby pani przyjechała.
- Dobrze. Postaram się być jak najszybciej.
- Dziękuję bardzo. Do widzenia.
- Do widzenia. – zszokowana rozłączyłam się
- Co się stało? – zapytała szybko Paula
- Holly jest  w szpitalu. – powiedziałam ciągle zszokowana. Tylko już sama nie wiem czym. Tym, że miała wypadek, czy tym, że dzwonił do mnie ten lekarz.
- Ta wredna sucz? A co to Ciebie obchodzi ?
- Dała lekarzowi mój numer i prosił, żebym do niej  przyjechała. Przepraszam Was, ale ja muszę tam jechać i dowiedzieć się o co chodzi. Jedźcie beze mnie, a ja postaram się do Was dołączyć później.
- A w którym jest szpitalu ? – zapytał James
- W Świętego Tomasza.
- Okej. Zawieziemy Cię tam. Zbierajcie się. – powiedział chłopak
- Nie trzeba. Dam sobie radę.
- I będziesz się tłuc autobusami? Będzie szybciej.
- James ma rację – wtrąciła się Camille, piąta osoba, która miała jechać na imprezę – Dowiesz się o co chodzi i będziesz spokojniejsza.
- Okej. To w takim razie jedźmy już – powiedziałam, a 5 minut później wszyscy siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy do szpitala. Ciągle zastanawiało mnie dlaczego Holly podała lekarzowi mój telefon. W ogóle skąd go miała? Nie podawałam go jej. Zresztą teraz to nieistotne. Chciałam po prostu już wiedzieć, o co chodzi. W końcu jednak dotarliśmy pod szpital. Czym prędzej wyskoczyłam z samochodu. James zdążył tylko krzyknąć za mną, że zaczekają na mnie. Ja odwróciłam się i kiwnęłam głową i znowu poszłam w kierunku szpitala. W recepcji zapytałam się o doktora Williamsa i zostałam skierowana na drugie piętro. Kiedy się tam znalazłam zapytałam pierwszą pielęgniarkę o doktora i skierowała mnie do gabinetu lekarskiego. Szybko znalazłam się obok odpowiednich drzwi i delikatnie zapukałam.
- Proszę – usłyszałam w odpowiedzi
- Dzień dobry  panie doktorze. Jestem Justine. Dzwonił Pan dzisiaj do mnie.
- Dzień dobry. Tak pamiętam. Przepraszam za to zamieszanie, ale Pani Scally bardzo prosiła, żebym do pani zadzwonił.
- Co się jej stało?
- Miała wypadek samochodowy. Niby nie jest aż tak bardzo groźnie, ale ma pęknięte żebro, złamaną rękę, a  oprócz tego kilka siniaków i zadrapań. Proszę za mną. Zaprowadzę panią do niej.
- Dobrze. Dziękuję – nie wiem czemu, ale czułam dziwne zdenerwowanie przed spotkaniem się z nią. Posłusznie szłam za lekarzem i już po chwili znalazłam się pod odpowiednimi drzwiami.
- Proszę wejść – powiedział otwierając dla mnie drzwi
- Dziękuję bardzo – uśmiechnęłam się
Weszłam do sali, w której Holly była sama. Leżała na łóżku z zamkniętymi oczami z gipsem na ręku. Kiedy usłyszała, że zamykam drzwi, od razu otworzyła oczy.
- Cześć Justine – uśmiechnęła się blado
- Cześć. Obudziłam cię ? – zapytałam
- Nie coś ty. Miałam tylko zamknięte oczy.
- Jak się czujesz? – sama się  sobie dziwiłam, że po tym, co zrobiła potrafię być jeszcze dla niej miła.
- Dobrze. Dziękuję, że przyszłaś. Myślałam, że tego nie zrobisz.
- Twój lekarz do mnie zadzwonił i powiedział, żebym przyjechała, bo o to prosisz. Byłam ciekawa, co się stało, że chciałaś mnie widzieć.
- Podczas tego wypadku przez kilka fatalnych sekund myślałam, że to już koniec. Że z tego nie wyjdę żywa. Całe życie mi przeleciało przed oczami. A kiedy leżysz w szpitalu masz jeszcze więcej czasu na  przemyślenia. Zrozumiałam, że muszę ci coś wyjaśnić.
- Co takiego? Bo nie bardzo rozumiem do czego zmierzasz…
- Chodzi o Ciebie i Nialla. Wiem, że przeze mnie i moją głupotę rozstaliście się. Chciałam cię za to przeprosić, bo to tylko moja wina. Myślałam, że jak tak postąpię, to   Niall wróci do mnie, ale szybko zorientowałam się, że on nie widzi świata poza Tobą. Dlatego wymyśliłam tą całą ciążę…
- Słucham? – przerwałam jej
- Nigdy nie byłam z nim w ciąży. Wrobiłam go w to.- powiedziała cicho
- Że co ?! – krzyknęłam – Kpisz sobie ze mnie?
- Nie. Mówię prawdę. Tego wieczora, kiedy Niall rzekomo ze mną spał, przyszedł do mnie, aby mnie poprosić,  żebym dała Ci spokój. Dosypałam mu wtedy ten środek nasenny do picia, a kiedy odpłynął zaciągnęłam go do sypialni, zdjęłam mu koszulkę i spodnie, a  potem mu wmówiłam, że jestem z nim w ciąży, myśląc, że wtedy do mnie wróci.
- Jesteś nienormalna!! – gdyby nie to, że to szpital już dawno bym się wydarła, ale ze względu na innych  pacjentów musiałam trzymać na wodzy zszargane nerwy, co w tej chwili było prawie niewykonalne.
- Przepraszam Cię Justine. Naprawdę jest mi przykro.
-  W dupie mam twoje przeprosiny. Gdyby nie to, że masz teraz gips na ręku i leżysz w szpitalu już dawno byś dostała ode mnie w tą swoją buźkę. Przez Ciebie i twoje chore gierki straciłam kogoś, na kim bardzo mi zależy.
- Przykro mi. Naprawdę.
- Nie wierzę, że ci przykro. Przez ostatnie kilkanaście tygodni stopniowo rozwalałaś nasz związek z Niallem, w ostateczności wmówiłaś wszystkim, że jesteś z nim w tej pieprzonej ciąży, a teraz masz czelność mówić, że ci przykro.
- Niall Cię kocha. Na pewno nie da Ci tak szybko o nim zapomnieć, bo będzie o Ciebie walczył.
- Nie mam ochoty dłużej na Ciebie patrzeć i marnować swój czas. – powiedziałam, po czym wyszłam z sali i kierując się jak najszybciej w stronę głównego wyjścia.
W głowie ciągle miałam słowa tej pindy, a pod powiekami czułam coraz bardziej zbliżające się łzy. Przed budynkiem stał  samochód James’a. Paula, widząc w jakim stanie jestem, szybko wyszła z auta, a ja widząc ją od razu się rozpłakałam.
- Co się stało? – zapytała przejętym głosem przytulając mnie. – Czemu płaczesz? – dodała, kiedy dalej nic nie powiedziałam, a słychać było jedynie mój szloch.
-O…Ona nie by…była z nim w ciąży – ciągle szlochałam
- Że co? Jak to ? – zapytała zdziwiona
- Wroo…wrobiła go w to. Ona nigdy nie była w ciąży – starałam się mówić spokojnie
- Suka – wysyczała Paula
- Wiem. A ja przez nią straciłam Nialla – płacz znów powrócił
- Nie straciłaś. Po ostatnim koncercie możesz być  pewna, że mu na Tobie zależy. Masz na to kilka tysięcy świadków. – powiedziała, na co ja tylko wzruszyłam ramionami i bardziej się do niej przytulając potrzebując w tej chwili przyjacielskiego ramienia. – Chcesz wracać do domu?
- Nie wiem. Chyba nie, bo  w domu za dużo bym o tym myślała. Może jedźmy już do tego klubu.
- Okej. Nie przejmuj się – powiedziała pocieszająco
- To nie będzie takie łatwe. – powiedziałam, po czym ruszyłyśmy w stronę samochodu

Po wmówieniu wszystkim, że ze mną wszystko w porządku i że nie ma się czym martwić pojechaliśmy do klubu. Kompletnie straciłam na to ochotę, ale to było lepsze rozwiązanie, niż siedzieć w domu. Chyba kompletnie bym zwariowała. Po pierwszym drinku wyszłam na parkiet, ale tylko na jeden taniec i dlatego, że Paula, Kate i Camile siłą mnie tam zaciągnęły. Gdy wróciłyśmy do stolika zobaczyłyśmy, że dołączyło  do nas kilku kolegów James’a , którzy są na tym samym roku, co my, tylko, że na innych kierunkach. Po wypiciu kolejnych dwóch drinków pożegnałam się ze wszystkimi i wyszłam z klubu. Minęłam kolejkę ludzi do wejścia i ruszyłam w stronę domu. Dwie sekundy później poczułam jak ktoś pociągnął mnie za ramię i popycha mnie na ścianę budynku.
- Gdzie się tak spieszysz paniusiu? – zapytał jakiś chłopak. Prawdopodobnie był ode mnie straszy o jakieś dwa, może trzy lata, miał brązowe włosy i był o głowę wyższy ode mnie.
- Do domu – wysyczałam i próbowałam mu się wyrwać
- Nie tak szybko – powiedział kładąc ręce na mojej talii i stopniowo zjeżdżając nimi w dół.
- Puść mnie – powiedziałam głośniej, dalej próbując się wyrwać, ale on zdawał się tego nie słyszeć – Pomocy – krzyknęłam
- Cicho bądź – powiedział wkurzony i spoliczkował mnie, a następnie przycisnął swoje usta do moich. To było okropne. Po moich policzkach spłynęła już pojedyncza łza.
- Puść ją – ktoś krzyknął i na szczęście odciągnął tego bydlaka ode mnie, zanim zdążył posunąć się dalej.
- No proszę jaki rycerz –zaczął śmiać się tamten, na co dostał w szczękę i upadł na ziemię
- Wszystko okej? – zapytał mnie, a ja nie będąc w stanie nic powiedzieć tylko pokiwałam głową i czym prędzej stamtąd uciekłam. Zatrzymałam się na dobrze oświetlonej ulicy, by tym razem żaden debil mnie nie dopadł. Wyciągnęłam szybko telefon z torebki i zadzwoniłam pod dobrze znany mi numer.
- Justine? – zapytał zdziwiony
- Niall jesteś w domu ? – zapytałam ze łzami w oczach
- Tak, a coś się stało?
- Niall potrzebuję Ciebie. Przyjedź po mnie. Boję się, tylko ty możesz mi pomóc. Możesz po mnie przyjechać ?  - szlochałam
- Tak jasne. Tylko powiedz, gdzie jesteś – powiedział chyba lekko zdenerwowany
- Na Magdalen St.

- Dobrze, nie ruszaj się stamtąd zaraz po ciebie przyjadę – powiedział szybko i rozłączył się, a ja osunęłam się na ziemię, cicho szlochając i błagając w myślach, by Niall jak najszybciej po mnie przyjechał i żebym poczuła sięjuż bezpieczna.


*****************************************************************
Hejka :D 
Jak tam pierwszy tydzień w szkole ? Bo u mnie nawet nieźle. 
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba :D
Do następnego razu :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz